Strony

środa, 31 sierpnia 2011

Zimna kawa...

Czy Wy też tak macie Matki Polki?!

Olinek ma dwie drzemki w ciągu dnia...No czasami są trzy, ale to zdarza się bardzo rzadko...
Ale do rzeczy...Olek zasypia i mam tzw. "czas dla siebie". Pięknie brzmi ... czas dla siebie :) Praktycznie wygląda to tak, że sprzątam, wkładam naczynia do zmywarki lub też je wyciągam, nastawiam pranie, ściągam pranie z suszarki, wieszam pranie na suszarce, sprzątam zabawki Olka, gotuje obiad dla Olka, gotuje obiad dla nas...i w końcu nadchodzi ten czas kiedy robię sobie pyszną kawę, odpalam komputer co by poczytać ciekawe blogi i w momencie kiedy otwieram komputer... słyszę Olka...
Nie pamiętam kiedy ostatnio wypiłam ciepłą kawę...Wy też tak macie?

Nie chcecie usłyszeć pierwszego słowa, które bardzo często... no dobra prawie zawsze wydobywa się z moich ust :P
Ale wchodzę cichutko do pokoju Olka i kiedy widzę Syna mego -wyspanego, najczęściej na brzuchu leżącego i chichrającego się to zapominam o wszystkim :)
I tak do następnego razu :)

A to fotki mojego małego pensjonariusza na spacerku, przykryty kocykiem podziwia sobie świat :)






poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Weekend pełen wrażeń- czyli fajnie mieć dużą rodzinkę !!!

W ten weekend dużo się działo. Mieliśmy zjazd rodzinny, a że rodzinkę mam nie małą, bo Tato mój ma sześcioro rodzeństwa i każde z braci lub sióstr ma co najmniej dwójkę dzieci i te dzieci mają już swoje dzieci...no to było nas sporo :)
Spotkaliśmy się w domu mojego Wujka w Kamienicy tam właśnie mieszkali moi dziadkowie ze strony Taty. Pogodę mieliśmy genialną, humory dopisywały i było super. To dla nas - kuzynostwa jedyna taka okazja, żeby się spotkać. Fajnie jest pielęgnować takie tradycje i mam nadzieje,że wystarczy nam sił, żeby taką imprezę powtarzać co roku :) Olek miał okazję poznać swoich dalekich "kuzynów" no i Wujków i Ciocie :) Miał go kto bawić :)








A niedzielę spędziliśmy już u moich rodziców.






Przed wyjazdem musiałam kupić Olinkowi obiadek jakiś czyli "słoiczki"...Odkąd Olek ma rozszerzoną dietę to starałam się mu gotować sama, tym bardziej, że miałam warzywa i owoce od rodziców- czyli ze sprawdzonego źródła no ale przede wszystkim Synu mojemu jedynemu (narazie) słoiki mówiąc delikatnie poprostu nie "wchodziły".
W każdym razie, dawno "słoiczków" Olkowi nie kupowałam i trochę przeraziła mnie ich cena jak wsadzałam je do koszyka. W zasadzie to wkurzyłam się, że są takie drogie! Obiadek 4,29 a malutki deser 2,49. No ale wyboru nie miałam i kupiłam.

I tak sobie myślę, że mam mega szczęście,że mam rodziców którzy hodują swoje warzywka i owoce a rodzice mają sąsiadów, którzy mają zdrowe kurki, które łażą sobie leniwie po podwórku, żeby pewnego razu wylądować w zupie mojego Syna ;) No nie mówiąc już o Babci mojej, która ma swoje kurki, które znoszą pyszne jajka!
Mogę Olkowi zrobić super obiad, nie mówiąc już o deserze :) Ulubiony to ten z jabłek i gruszek z odrobiną cynamonu :) Rozpuuuusta!
A jaka przy tym oszczędność!

Dziękuję Wam Kochani Rodzice za wszystkie smakołyki dla Olka! Dzięki Babciu za jajka!






czwartek, 25 sierpnia 2011

O 6:15 w Polsce... i zabawki hand-home-Mummy-made :)

Dlaczego?! Dlaczego Synu nie odziedziczyłeś po Tacie swym zamiłowania do snu ?!

Olek budzi się ostatnio mocno regularnie około 6:15, za nic w świecie nie chce spać dalej tylko patrzy na mnie tymi swoimi dużymi niebieskimi oczętami, które mówią: Pobawisz się ze mną Mamo? Po czym uśmiecha się szeroko, piszczy i spitala na drugi koniec łóżka...A tu już nie ma żartów! O czym ostatnio "Mały lotnik Olek" raczył się przekonać i nieźle nas nastraszył...W rezultacie wokół łózka leżą teraz mega pufa oraz kołdra.

No więc nie mam wyboru, zabieram Młodego do łazienki, myjemy zęby...tzn. ja myję, Olek patrzy i podziwia bo swoich jeszcze się nie doczekał, następnie Młody ląduje na macie a ja robię sobie ukochaną Inkę :) i tak brykamy przez półtorej godziny po czym Olinek zasypia...ja najczęściej też :)

Olek pomału nudzi się swoimi zabawkami...więc chyba czas na zakup nowych. Ale w tak zwanym międzyczasie, między praniem, gotowaniem, sprzątaniem i zabawą z Olkiem ja się zabawiłam, pobawiłam i zrobiłam Olkowi "nowe" cacka :)

Na pierwszy ogień poszło stare pudełko po Rafaello. Przypomniałam sobie jak się rysuje i stworzyłam czarno-białe ilustracje, które później nakleiłam na pudełko. Najczęściej Olek po prostu je ogląda a następnie ślini i obgryza, czasem chowamy coś do tego pudełka a później robimy wielkie oczy gdy coś w nim jest :)

Druga zabawka powstała z opakowania po deserku i makaronu. To grzechotko-turlaczek, bo jak się słoiczkiem potrząsa to grzechocze a jak położy się na podłodze to słoiczek się turla. Olek ma niezłą uciechę jak słoiczek oddala się od niego, najpierw bacznie go obserwuje a później szybciutko czołga się w jego stronę.

Czeka nas też zakup książeczek...wybór padnie chyba na te No i tytuł ładny :)


















wtorek, 23 sierpnia 2011

Odkurzacz i stopo-pożeracz :)

Olek odkrył odkurzacz. Kiedyś Olek potrafił zasnąć jak odkurzałam, dziś czołga się szybciutko do niego i próbuje się na niego wspiąć. Niedługo pewnie będzie mi dzielnie pomagał :). Kto wie? Jedno jest pewne! Zamiłowanie do odkurzacza odziedziczył po Mamie!

Usunęłam z Olkowego wózka pałąk z zabawkami, bo ostatnio najfajniejszymi zabawkami podczas spacerów są stópki Synka :) Miętosi je i wkłada do buźki mnaim :)












poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Hej Bystra woda! Czyli słów kilka o tym jak zdobyliśmy Górę Żar i o tym jak Tato Syna Alka został Ojcem Chrzestnym :)

Mieliśmy cudowny weekend.
W sobotę z samego rana ruszyliśmy w stronę Bystrej do naszych przyjaciół. Olinek trochę nam marudził w podróży, jest mu już niewygodnie w foteliku i chciałby pewnie widzieć co się dzieje za oknem a tu nic tylko tył siedzenia i Mama :) No widoki mogłyby być lepsze! Więc te chwile kiedy robiliśmy przystanki były wypełnione gimnastyką i leżeniem na brzuszku :)
Dojechaliśmy do Bystrej około 13. Zjedliśmy pyszne naleśniki z dżemami różniastymi roboty Ali, pychota! Olkowi najbardziej smakował dżemik ze śliwek :) i korzystając z cudownej pogody wybraliśmy się z Noseczkami i Matką Chrzestną Jagodą na Górę Żar.
Dla Olka chyba za dużo wrażeń było...jazda samochodem prawie 5 godzin, szybki obiad, duchota i do tego rodzice wymyślili wycieczkę w góry... Na początku drogi marudził strasznie, wiec wzięłam go w chustę... chwilkę wytrzymał, później Marcin wziął go na ręce, Młody uspokoił się i wyciszył i resztę drogi grzecznie spędził w wózku rozglądając się dookoła.
Widoki na górze były cudne. Nakarmiliśmy dzieciaczki, porobiliśmy pamiątkowe fotki i zeszliśmy na dół. Ciężko było, bo zejście trochę strome, a Marcin- piechur górski w japonkach był (ale i tak przebiła go Pani w różowych leginsach i na 10 cm obcasie), no ale daliśmy rade! W drodze powrotnej Olinek spał jak zabity.





















Takie bielskie Desperate Housewives :)

Chrzest odbył się w niedzielę. Tomcio był bardzo dzielny i wytrzymał w kościele całą mszę. Ksiądz przyjął Tomeczka do grona "polanych święconą wodą" bardzo szybko i sprawnie. Mały wcale nie płakał a jak już było po wszystkim śmigał po kościele na czworakach.
Afterparty było w ogrodzie, pogoda była genialna więc całe popołudnie spędziliśmy na świeżym powietrzu. A później już tylko ograbiliśmy Alę z kilku słoików pysznych dżemów i spędziliśmy prawie 6 godzin w aucie w drodze powrotnej...wrrrrr!

Dziękujemy Wam Noseczki za gościnę!







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...