Lato kocham za owoce.
Za maliny zrywane prosto z krzaka, za najpyszniejsze gruszki zbierane spod drzewa, za kwaśne porzeczki...Uwielbiam...Olek też :)
A po owocach, wpadliśmy na chwilkę do Sobótki.
Olek "wspiął się" na Ślężę, zaliczył milion schodów, zobaczył Urząd Miasta i Gminy. Takie tam zwiedzanie w pigułce :)
przypomina mi mojego szkraba :)
OdpowiedzUsuńO tak owoce z krzaka są najlepsze :) I truskawki z piachem :)
OdpowiedzUsuńAleż wsuwa te owoce! Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńświetnie mnie dziecko, które lubi owoce :) też mam w domu owocożercę i bardzo mnie to cieszy :)
OdpowiedzUsuńU nas najulubieńsze były/są maliny:D
OdpowiedzUsuńPs. ale mi się podoba dzisiejszy zestaw ubraniowy Alka!
Ale się zajada tą gruszką - super!:)
OdpowiedzUsuńOj, zupełnie zapomniałam o Sobótce. Dzięki za pomysł, muszę wyciągnąć moich chłopaków i wtarabanić się na Ślężę, co kiedyś często robiliśmy. Niezmiennie podziwiam Alusia pasję do jedzenia. Z tego coś na pewno będzie. Jakiś Ramsay albo Olivier, albo Gessler:)
OdpowiedzUsuń;) w końcu i my dorobiśmy się piankowych butów ;)
OdpowiedzUsuńświetna stylizacja!
OdpowiedzUsuńskąd czapa?
Pzdr:)
Hejka kochani :). Elka gustuje w pomidorach, ostatnio na śniadanie zjadła 30 koktajlówek :D - pamiętam, że Olkowi nie podchodziły ostatnio, a może się coś zmieniło?
OdpowiedzUsuń