Strony

piątek, 19 września 2014

Choróbsko nas dopadło...

Prędzej, czy później to musiało się stać.
Dopadło nas choróbsko. Na to szczęście nic poważnego, ale i tak przedszkole i żłobek muszą poczekać do poniedziałku.

I znów jesteśmy w domu we trójkę, znów jemy spokojnie śniadanie i nigdzie nam się nie spieszy :)
Zaczynamy dzień od pysznej jaglanki z bananem i malinami, później czas na inhalacje- koniecznie przy bajce (dziś była Masza i niedźwiedź). 
Jest też czas na nasze ulubione książki, w czwartek przyniosłam nową dostawę z biblioteki więc jest w czym wybierać :) 
Ja jestem zachwycona "Wesołym ryjkiem" Wojciecha Widłaka- to niesamowicie ciepła i mądra książka o przygodach śmiesznego prosiaczka, polecam!
Olo ostatnio ma fazę na dinozaury i oglądał dziś "Jak pokonać dinozaury"...treść bardzo słaba ale dobre ilustracje, więc improwizuję i wymyślam do nich różne historie.
Jula wybrała kryminał i czytała "Gdzie jest moja czapeczka"...klasyk!

A popołudniu zasiedliśmy na naszym tarasie i zjedliśmy pyszne amarantusowe ciasteczka i piliśmy lemoniadę miodowo- cytrynową :)
Nie mamy gorączki, więc korzystamy z pięknej pogody ile się da!
Oby choróbsko opuściło nas do poniedziałku, bo żłobek i przedszkole czekają! :)

Miłego weekendu kochani!
Zdrówka!!!




Bo inhalować się trzeba "z klasą"... tiulowa sukienka musi być :)













środa, 3 września 2014

Trudny wrzesień...

Ten tydzień to dla nas ciężki czas...
Zaczął się rok żłobkowo-przedszkolny, wróciłam do pracy i na dodatek jestem z tym wszystkim sama...

Nie byłam gotowa na takie emocje...
Jak tylko myślałam, że zostawię ich samych, łzy same cisnęły mi się do oczu.  Nie potrafię tego wytłumaczyć...ale chyba bałam się tego co one pomyślą...co pomyślą jak nagle powiem "cześć", dam buziaka i sobie pójdę... 
Każdy mi powtarzał, że pożegnanie ma być szybkie i bez zbędnego gadania.
I tak robię...ale serce mi pęka i na siłę powstrzymuję łzy.

Dziś mieliśmy kryzys, wynosiłam Olka z domu na siłę... Jula to wszystko widziała...też się popłakała...
Oboje do sali weszli z płaczem...a ja płakałam czekając na tramwaj...

Tak! Chcę żeby byli wśród dzieci, żeby kreatywnie spędzali czas i poznawali świat...i wierzę, że placówki, które wybraliśmy to wszystko im zapewnią. 
Ale cały czas zastanawiam się czy to jak się rozstajemy, nie wpłynie na nich...na nasze relacje... bo najbardziej na świecie nie chciałbym stracić ich zaufania.
Tak! Wiem, że nie jestem pierwszą mamą a Olek i Jula pierwszymi dziećmi które przez to przechodzą...ALE... to moje dzieci i w tu i teraz to one są najważniejsze...

Kiedy przychodzę po Olka jest spokojny, uśmiechnięty...dziś siedział z innymi dziećmi przy stoliku i rysował.
Wieczorem czytaliśmy książkę o przedszkolu, dużo rozmawialiśmy, Olo opowiadał mi jak to jest u niego...
"że ustawiają się w pociąg...i że idą do łazienki umyć ręce i zrobić siku... a potem wracają do sali i że na obiad była po prostu zupa i ziemniaczki i cebula..."  to chyba dobrze prawda?
Jula też świetnie sobie radzi, kiedy Ola ja odbiera jest uśmiechnięta.

Tylko te poranki...
Trzymajcie kciuki za nasze kolejne dni...
Jak to jest, było u Was?
Podzielicie się Waszym doświadczeniem?


I jeszcze na koniec...mam dla Was ciekawy wywiad z Jarkiem Żylińskim, psychologiem... 











Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...